sobota, 13 września 2014

4.

 Jazda na lotnisko trwała na pozór krótko, ale tylko przez to, że spałam cały czas. Obudziłam się, kiedy Harry szturchnął mnie w bok, nakazując mi zabrać swoją torebkę. Pomógł mi wyjść z pojazdu, a potem wziął moją torbę z ekwipunkiem, zarzucając ją na ramię. Chwycił swoją walizkę i jedną z moich, zostawiając mnie jedynie z małą walizeczką i podręczną torebką.
 Gdy tylko przeszliśmy przez ochronę, usłyszeliśmy ogłoszenie, że można było wchodzić już na pokład maszyny.
 Moja mama i brat nie przyjechali na lotnisko, by się jeszcze raz pożegnać, ponieważ matka stwierdziła, że nie jest w stanie prowadzić. Bez wątpienia to jedzenie, które wchłonęła kilka godzin wcześniej, źle wpłynęło na jej żołądek i samopoczucie. Musiałam przyznać, iż lekko zdenerwował mnie brak możliwości ostatecznego pożegnania się z nimi, ale w pełni ich rozumiałam.
- Poproszę bilety - kobieta w niebieskim mundurku odezwała się uprzejmie. Przez blond włosy spięte w koka wyglądała na bardzo zadufaną w sobie. Miała zadarty nos i dumną postawę. Sięgnęłam do torebki po nasze bilety, a następnie podałam je aroganckiej damulce. Wyszarpnęła je z mojej ręki i przejrzała, pokazując nam później drogę do samolotu.
 Usiedliśmy na swoich miejscach w pierwszej klasie. Juz po chwili ponownie tego dnia zasnęłam, tym razem z głową na ramieniu Harry'ego.

***

 Ponownie obudziłam się dzięki byciu łagodnie potrząsaną przez chłopaka o kręconych włosach. Powiedziałam "kręconych"? Od anszego pierwszego spotkania jego loki zmieniły się w bardziej nieporządne fale. Nie żebym narzekała, czy coś.
- Chodź, kochanie. Musimy zabrać nasze walizki - powiedział, całując moją skroń, kiedy opuściliśmy samolot. Był tak dobry w całym tym przedstawieniu, jakby robił to już wcześniej.
 Skręciliśmy w prawo, gdzie zastaliśmy mnóstwo bagaży. Krążyliśmy wokół nich, dopóki Harry nie znalazł tych właściwych. Podzieliliśmy się rzeczami tak, jak wcześniej, i wyruszyliśmy.
 Niektórzy ludzie zdążyli już rozpoznać Harry'ego, a ich liczba powiększała się z każdą sekundą. Chłopak narzucił na głowę kaptur od kurtki i poprosił mnie o zrobienie tego samego. Kilku potężnych mężczyzn w strojach ochroniarzy zaczęło biec w nasz stronę. Wszyscy krzyczeli. Poczułam ręce ciągnące za mój nadgarstek i koszulkę. Zobaczyłam, że Harry coś do mnie krzyczy, ale inni byli zbyt głośno, bym mogła go zrozumieć.
 Nagle zaskowytałam, będąc pociągniętą do tyłu za moje dlugie włosy. Upadłam na ziemię, lądując na nadgarstku. Pozwoliłam sobie na delikatny płacz z bólu, a mój strach powiększył się w momencie, gdy starałam się wstać, lecz napierający tłum był zbyt duży. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, kiedy ochroniarze popychali Harry'ego coraz dalej i dalej ode mnie, nie zdając sobie sprawy, że powinnam być razem z nim. Nie miałam nawet nadziei, iż zauważył moje zniknięcie.
- Anna! - uslyszałam swoje imię. Wszyscy powoli zostali odsunięci, a ochroniarz pomógł mi wstać. Oddał mnie w silne ramiona chłopaka, który postanowił mnie nieść.
 Kiedy moje nogi wreszcie dotknęły ziemi, znajdowałam się w zamknietym pomieszczeniu. Ściany pomalowane zostały żółtą farbą, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu. Zauważyłam Harry'ego wpatrującego się we mnie z troską i zmartwieniem. Wbiegłam w jego ramiona i zaczęłam płakać wprost w jego koszulkę.
- Shh, już dobrze. Jesteś ranna? Wszystko w porządku? - zapytał, przytulając mnie jeszcze mocniej. Moja ręka została zgnieciona między naszymi ciałami. Wzdrygnęłam się, zanim pokiwałam głową w potwierdzajacym geście. Chłopak od razu odsunął się i podniósł mój nadgarstek, oglądając go z każdej strony.
- Cholera jasna, jest opuchnięty. Upadlaś na niego? - spytał, na co skinęłam głową.
- Musimy zawieźć cię do szpitala. Myślę, że może być złamany - potrząsnęłam głową i zaczęłam zabierać swoje torby, przyniesione wcześniej przez ochroniarza. Tego samego, który wyciągnął mnie z tłumu.
- Zostaw. Ja je wezmę, a ty po prostu pójdziesz za mną - zarządził. W drodze, ten mężczyzna, Harry i ja trochę pogadaliśmy, zanim zaczęliśmy przebijać się przez ludzi. Szybko dowiedziałam się, że facet nazywa się David, ma trzydzieści dwa lata, kochaną żonę i troje słodkich dzieci. Naprawdę wydawał się być fajnym człowiekiem, dzięki czemu po chwili mój mózg przestał interesować się prawdopodobnie złamanym nadgarstkiem, który bolał jeszcze bardziej przez moje próby usztywnienia go.
 Wreszcie wyszliśmy na parking i skierowaliśmy się do białego auta. Harry załadował do bagażnika nasze rzeczy, podczas kiedy wspinałam się na tylne siedzenie i badałam opuchniętą część ciała. Ból był nieznośny. Pzrez dziewiętnaście lat byłam taka dobra w nie łamaniu sobie żadnych kości, ale oczywiście musiałam to przerwać pierwszego dnia pobytu z Harry'm w Wielkiej Brytanii.
 Po kilkunastu minutach byliśmy już w szpitalu. Podeszłam do recepcji, gdzie spędziłam około dwudziestu minut na wypełnianiu jakichś papierów, a póżniej musiałam czekać jeszcze pół godziny na swoją kolej.
 Dr Steim, niedługo zaprosił mnie do gabinetu i popatrzył na moją rękę. Był tak jakby trochę nieuprzejmy, ale nie chciałam zwracać mu uwagi.
 Po zrobieniu prześwietlenia i odczekaniu kilkunastu lub kilkudziesięciu minut, lekarz wrócił, potwierdzając, iż kość jest faktycznie złamana. Świetnie. Nałożył na mnie różowy gips, po czym wreszcie mogłam opuscić to okropne miejsce wraz z Harry'm. Loczek był na tyle miły, że zapłacił za wszystko, mimo że upierałam się, aby pozwolił zrobić to mi.
 W końcu mogliśmy pojechać do domu jego albo Niall'a. Sama nie wiedziałam, bo ostatnio Harry często zmieniał miejsce pobytu, dopóki jego nie zostanie wykończone.
 Podróż trwała krótko, chłopak rozśmieszał mnie przez prawie cały czas. Kiedy nareszcie dojechaliśmy na miejsce, zabrał wszystkie moje torby i swoją walizkę, a potem poprowadził mnie do środka. Światła były zgaszone podczas otwierania drzwi, ale gdy już to zrobił, wnętrze domu momentalnie się rozświetliło, a wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek.
- Niespodzianka! - krzyknęli na raz. Rozpoznałam resztę chłopców z One Direction, Eleanor i Sophia'ę. Chwilkę później dostrzegłam również Simon'a i kilka innych osób. Łącznie z diabelską królową, panią Greer. Nie miało znaczenia, jak dużo ludzi podchodziło i rozmawiało ze mną, mój wzrok i tak co chwilę lądowal na Niall'u. Na żywo wygląda jeszcze lepiej, niż na zdjęciach. A te oczy... przenikliwe, o głębokiej barwie morza. Cudowne. Jego dopasowana, biała koszulka sięgająca do bioder, idealnie współgrała z wąskimi spodniami, a całość dopełniały białe sneakers'y. Nie mogłam zaprzeczyć, że wyglądał świetnie.
- Anna! - głos Harry'ego wybudził mnie z diagnozowania wyglądu Niall'a. - Chciałbym, żebyś oficjalnie zapoznała się z chłopakami. To jest Louis - wskazał na jednego z nich.
- To Liam, Zayn, a to Niall - pokazywał kolejno. Patrzył chwilę na blondyna, ostatecznie uśmiechając się do niego przyjaźnie. Z jakiegoś powodu poczułam się dziwnie. Nie byłam pewna, czy mi się to podoba.
 Po około godzinie lub dwóch ludzie w końcu się zebrali, więc zostałam w mieszkaniu Niall'a z nim i Harry'm. Zwiedzałam je za pośrednictwem Styles'a, a blondyn ciągle mnie ignorował. Z początku na imprezie-niespodziance był całkiem słodki, ale potem przez cały czas miał mnie gdzieś. Serio, dopiero co tu przyjechałam, a on już gra pustaka. Czy przypadkiem nie wydawał się być jednym z tych milszych chłopców? Nie ważne. Pójdę spać, może jutro będzie lepiej. Może musi się po prostu ze mną oswoić.
 Wskoczyłam do kabiny prysznicowej i zrelaksowałam się, pozwalając ciepłej wodzie zmoczył całe ciało, oczywiście poza zagipsowanym nadgarstkiem. Starałam się umyć się i swoje wlosy najlepiej, jak się dało zrobić to jedną ręką, zanim wyszłam z prysznica.
 Zapytałam Harry'ego, gdzie będę mogła się przespać. Zaprowadził mnie do swojego pokoju i wytłumaczył, że w mieszkaniu znajdowaly się jedynie dwa pokoje, przez co mieliśmy do wyboru dwie opcje: śpimy razem, albo loczek bierze materac. Nie miałam serca wykopać go z własnego pokoju, więc przystałam na spanie razem. Wtuliłam się w ciepłą kołdrę i juz po chwili pływalam w chmurach wyobraźni.