sobota, 13 września 2014

4.

 Jazda na lotnisko trwała na pozór krótko, ale tylko przez to, że spałam cały czas. Obudziłam się, kiedy Harry szturchnął mnie w bok, nakazując mi zabrać swoją torebkę. Pomógł mi wyjść z pojazdu, a potem wziął moją torbę z ekwipunkiem, zarzucając ją na ramię. Chwycił swoją walizkę i jedną z moich, zostawiając mnie jedynie z małą walizeczką i podręczną torebką.
 Gdy tylko przeszliśmy przez ochronę, usłyszeliśmy ogłoszenie, że można było wchodzić już na pokład maszyny.
 Moja mama i brat nie przyjechali na lotnisko, by się jeszcze raz pożegnać, ponieważ matka stwierdziła, że nie jest w stanie prowadzić. Bez wątpienia to jedzenie, które wchłonęła kilka godzin wcześniej, źle wpłynęło na jej żołądek i samopoczucie. Musiałam przyznać, iż lekko zdenerwował mnie brak możliwości ostatecznego pożegnania się z nimi, ale w pełni ich rozumiałam.
- Poproszę bilety - kobieta w niebieskim mundurku odezwała się uprzejmie. Przez blond włosy spięte w koka wyglądała na bardzo zadufaną w sobie. Miała zadarty nos i dumną postawę. Sięgnęłam do torebki po nasze bilety, a następnie podałam je aroganckiej damulce. Wyszarpnęła je z mojej ręki i przejrzała, pokazując nam później drogę do samolotu.
 Usiedliśmy na swoich miejscach w pierwszej klasie. Juz po chwili ponownie tego dnia zasnęłam, tym razem z głową na ramieniu Harry'ego.

***

 Ponownie obudziłam się dzięki byciu łagodnie potrząsaną przez chłopaka o kręconych włosach. Powiedziałam "kręconych"? Od anszego pierwszego spotkania jego loki zmieniły się w bardziej nieporządne fale. Nie żebym narzekała, czy coś.
- Chodź, kochanie. Musimy zabrać nasze walizki - powiedział, całując moją skroń, kiedy opuściliśmy samolot. Był tak dobry w całym tym przedstawieniu, jakby robił to już wcześniej.
 Skręciliśmy w prawo, gdzie zastaliśmy mnóstwo bagaży. Krążyliśmy wokół nich, dopóki Harry nie znalazł tych właściwych. Podzieliliśmy się rzeczami tak, jak wcześniej, i wyruszyliśmy.
 Niektórzy ludzie zdążyli już rozpoznać Harry'ego, a ich liczba powiększała się z każdą sekundą. Chłopak narzucił na głowę kaptur od kurtki i poprosił mnie o zrobienie tego samego. Kilku potężnych mężczyzn w strojach ochroniarzy zaczęło biec w nasz stronę. Wszyscy krzyczeli. Poczułam ręce ciągnące za mój nadgarstek i koszulkę. Zobaczyłam, że Harry coś do mnie krzyczy, ale inni byli zbyt głośno, bym mogła go zrozumieć.
 Nagle zaskowytałam, będąc pociągniętą do tyłu za moje dlugie włosy. Upadłam na ziemię, lądując na nadgarstku. Pozwoliłam sobie na delikatny płacz z bólu, a mój strach powiększył się w momencie, gdy starałam się wstać, lecz napierający tłum był zbyt duży. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, kiedy ochroniarze popychali Harry'ego coraz dalej i dalej ode mnie, nie zdając sobie sprawy, że powinnam być razem z nim. Nie miałam nawet nadziei, iż zauważył moje zniknięcie.
- Anna! - uslyszałam swoje imię. Wszyscy powoli zostali odsunięci, a ochroniarz pomógł mi wstać. Oddał mnie w silne ramiona chłopaka, który postanowił mnie nieść.
 Kiedy moje nogi wreszcie dotknęły ziemi, znajdowałam się w zamknietym pomieszczeniu. Ściany pomalowane zostały żółtą farbą, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu. Zauważyłam Harry'ego wpatrującego się we mnie z troską i zmartwieniem. Wbiegłam w jego ramiona i zaczęłam płakać wprost w jego koszulkę.
- Shh, już dobrze. Jesteś ranna? Wszystko w porządku? - zapytał, przytulając mnie jeszcze mocniej. Moja ręka została zgnieciona między naszymi ciałami. Wzdrygnęłam się, zanim pokiwałam głową w potwierdzajacym geście. Chłopak od razu odsunął się i podniósł mój nadgarstek, oglądając go z każdej strony.
- Cholera jasna, jest opuchnięty. Upadlaś na niego? - spytał, na co skinęłam głową.
- Musimy zawieźć cię do szpitala. Myślę, że może być złamany - potrząsnęłam głową i zaczęłam zabierać swoje torby, przyniesione wcześniej przez ochroniarza. Tego samego, który wyciągnął mnie z tłumu.
- Zostaw. Ja je wezmę, a ty po prostu pójdziesz za mną - zarządził. W drodze, ten mężczyzna, Harry i ja trochę pogadaliśmy, zanim zaczęliśmy przebijać się przez ludzi. Szybko dowiedziałam się, że facet nazywa się David, ma trzydzieści dwa lata, kochaną żonę i troje słodkich dzieci. Naprawdę wydawał się być fajnym człowiekiem, dzięki czemu po chwili mój mózg przestał interesować się prawdopodobnie złamanym nadgarstkiem, który bolał jeszcze bardziej przez moje próby usztywnienia go.
 Wreszcie wyszliśmy na parking i skierowaliśmy się do białego auta. Harry załadował do bagażnika nasze rzeczy, podczas kiedy wspinałam się na tylne siedzenie i badałam opuchniętą część ciała. Ból był nieznośny. Pzrez dziewiętnaście lat byłam taka dobra w nie łamaniu sobie żadnych kości, ale oczywiście musiałam to przerwać pierwszego dnia pobytu z Harry'm w Wielkiej Brytanii.
 Po kilkunastu minutach byliśmy już w szpitalu. Podeszłam do recepcji, gdzie spędziłam około dwudziestu minut na wypełnianiu jakichś papierów, a póżniej musiałam czekać jeszcze pół godziny na swoją kolej.
 Dr Steim, niedługo zaprosił mnie do gabinetu i popatrzył na moją rękę. Był tak jakby trochę nieuprzejmy, ale nie chciałam zwracać mu uwagi.
 Po zrobieniu prześwietlenia i odczekaniu kilkunastu lub kilkudziesięciu minut, lekarz wrócił, potwierdzając, iż kość jest faktycznie złamana. Świetnie. Nałożył na mnie różowy gips, po czym wreszcie mogłam opuscić to okropne miejsce wraz z Harry'm. Loczek był na tyle miły, że zapłacił za wszystko, mimo że upierałam się, aby pozwolił zrobić to mi.
 W końcu mogliśmy pojechać do domu jego albo Niall'a. Sama nie wiedziałam, bo ostatnio Harry często zmieniał miejsce pobytu, dopóki jego nie zostanie wykończone.
 Podróż trwała krótko, chłopak rozśmieszał mnie przez prawie cały czas. Kiedy nareszcie dojechaliśmy na miejsce, zabrał wszystkie moje torby i swoją walizkę, a potem poprowadził mnie do środka. Światła były zgaszone podczas otwierania drzwi, ale gdy już to zrobił, wnętrze domu momentalnie się rozświetliło, a wszyscy wyskoczyli ze swoich kryjówek.
- Niespodzianka! - krzyknęli na raz. Rozpoznałam resztę chłopców z One Direction, Eleanor i Sophia'ę. Chwilkę później dostrzegłam również Simon'a i kilka innych osób. Łącznie z diabelską królową, panią Greer. Nie miało znaczenia, jak dużo ludzi podchodziło i rozmawiało ze mną, mój wzrok i tak co chwilę lądowal na Niall'u. Na żywo wygląda jeszcze lepiej, niż na zdjęciach. A te oczy... przenikliwe, o głębokiej barwie morza. Cudowne. Jego dopasowana, biała koszulka sięgająca do bioder, idealnie współgrała z wąskimi spodniami, a całość dopełniały białe sneakers'y. Nie mogłam zaprzeczyć, że wyglądał świetnie.
- Anna! - głos Harry'ego wybudził mnie z diagnozowania wyglądu Niall'a. - Chciałbym, żebyś oficjalnie zapoznała się z chłopakami. To jest Louis - wskazał na jednego z nich.
- To Liam, Zayn, a to Niall - pokazywał kolejno. Patrzył chwilę na blondyna, ostatecznie uśmiechając się do niego przyjaźnie. Z jakiegoś powodu poczułam się dziwnie. Nie byłam pewna, czy mi się to podoba.
 Po około godzinie lub dwóch ludzie w końcu się zebrali, więc zostałam w mieszkaniu Niall'a z nim i Harry'm. Zwiedzałam je za pośrednictwem Styles'a, a blondyn ciągle mnie ignorował. Z początku na imprezie-niespodziance był całkiem słodki, ale potem przez cały czas miał mnie gdzieś. Serio, dopiero co tu przyjechałam, a on już gra pustaka. Czy przypadkiem nie wydawał się być jednym z tych milszych chłopców? Nie ważne. Pójdę spać, może jutro będzie lepiej. Może musi się po prostu ze mną oswoić.
 Wskoczyłam do kabiny prysznicowej i zrelaksowałam się, pozwalając ciepłej wodzie zmoczył całe ciało, oczywiście poza zagipsowanym nadgarstkiem. Starałam się umyć się i swoje wlosy najlepiej, jak się dało zrobić to jedną ręką, zanim wyszłam z prysznica.
 Zapytałam Harry'ego, gdzie będę mogła się przespać. Zaprowadził mnie do swojego pokoju i wytłumaczył, że w mieszkaniu znajdowaly się jedynie dwa pokoje, przez co mieliśmy do wyboru dwie opcje: śpimy razem, albo loczek bierze materac. Nie miałam serca wykopać go z własnego pokoju, więc przystałam na spanie razem. Wtuliłam się w ciepłą kołdrę i juz po chwili pływalam w chmurach wyobraźni.

środa, 27 sierpnia 2014

3.

 Następnego dnia wstałam wcześniej, niż zazwyczaj. Harry odwiózł mnie do domu, gdy tylko przygotowałam się do wyjścia. Cóż, tak naprawdę, to wszedł do środka razem ze mną. Większość dnia spędziliśmy na pomaganiu mojemu bratu, Sager'owi, w jego projekcie szkolnym, dopóki nie dostaliśmy nakazu pójścia na kawę. Wyjątkowo odpowiadał mi ten pomysł.
 Kiedy byliśmy w kawiarni, zaczęłam przeglądać świeże czasopisma leżące na stole.

Harry Styles spotkał się ostatnio z nową dziewczyną. Zostanie tylko na jedną noc? Czy łamacz serc zobowiązuje się do swojego zadania? 

 Rozpoczęłam czytanie części artykułu z domieszczonym zdjęciem z restauracji, po czym pokazałam to Harry'emu. Tylko się zaśmiał i zapłacił za naszą kawę, ignorując dziewczynę piszczącą gdzieś za nami.
 Kolejny tydzień był spokojny. W szkole nie robiliśmy nic ciekawego, ale zachowywaliśmy się stosownie do faktu, że były to ostatnie chwile w szkole. Wtedy był czwartek, ostatni dzień. Byłam zadowolona z bycia seniorką, ponieważ mogłam już po prostu opuścić to miejsce. Miałam już spakowane rzeczy na wyjazd z Harry'm do Anglii. Kiedy tylko tam dotrę, będę musiała podpisać oficjalny kontrakt o całym tym "związku".
 - Jesteś już gotowa? - zapytał loczek, wchodząc do mojego pokoju. Ubrany był w swoje zwykłe, czarne rurki i białą koszulkę.
- Tak, to ostatnia - poinformowałam, zasuwając zamek błyskawiczny od walizki i kładąc ją na podłodze. - Matka chciała, żebyśmy zjedli luch z nią i moim bratem zanim wyjedziemy. Pasuje ci to?
- Oczywiście! Twoja mama mnie chyba pokochała - powiedział. Chwycił moje bagaże i zniósł ja na parter. Jedyne, co mogłam zrobić, to podreptać za nim w dół schodów.
- Oh, Harry! - do korytarza weszła moja mama i przytuliła do siebie chłopaka.
- Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżacie razem. Proszę, poinformujcie mnie, kiedy tylko będę mogła złożyć wam wizytę! - przysięgam, że ona zaraz się rozpłacze. O ile już tego nie robi.
- Przepraszam, mamo, ale kto tu jest twoim dzieckiem? - zażartowalam, na co podeszła do mnie i zaczęła ściskać. Czułam się naprawdę źle, gdy wyobrażałam sobie jej sytuacje. Jej najstarsze dziecko i jedyna córka opuszcza ją na rok, by udawać dziewczynę popularnej gwiazdy pop'u, co znaczy, że będzie musiała oglądać jej twarz na okładkach gazet i bilbordach, a może nawet w wiadomościach. Nie wspominając o tym, że ja dopiero co ukończyłam studia.
 Świadomość, jak trudne to będzie dla mojej matki, przyprowadziła mnie o łzy. Przytuliłam ją trochę mocniej, szepcząc do ucha, że bardzo ją kocham i będzie za nią tęsknić. Wtedy nagle Harry dostał jakiegoś przypływu radości, więc podszedł bliżej i owinął swoje długie ręce wokół nas, krzycząc "Grupowy misiek!", na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Komu w drogę, temu czas, dzieciaki - powiedziała moja mama.

***

 Zdecydowaliśmy się pójść po prostu do McDonald's. Hazza wziął dwa McDouble i średnie frytki, ale mi wystarczył jedynie Snack Wrap. Moja mama i brat wzięli po kilka nuggets'ów z frytkami, jak zwykle. Za każdym razem, gdy przychodzimy do tej restauracji, biorą te same rzeczy.
 Gdy skończyliśmy jeść, zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim od mojego dzieciństwa, do mojej przyszłości, do przyszłości Harry'ego.
- Myśle, że ja i Harry powinniśmy już iść - powiedziałam mojej mamie. Zamknęła mnie w uścisku i znowu zaczęła łkać. Proszę, nie rób powtórki z dzisiejszego poranka, pomyślałam, nie chcąc, abyśmy obydwie płakały.
 Kazała mi być ostrożna, dając przy okazji długie kazanie o zasadach obowiązujących mnie w czasie pobytu za oceanem. Później podeszła do Harry'ego, mówiąc mu, ze jeżeli w jakikolwiek sposób mnie skrzywdzi, to go zaszczuje. Nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu, ale nawet jeśli mama brzmiała zabawnie, można było wyczuć odrobinę powagi w jej głosie. Samo wyobrażenie sobie mamy, próbującej stawić czoło Harry'emu, przyprawia mnie o głośny rechot.

czwartek, 21 sierpnia 2014

2.

 Tydzień minął bardzo szybko. Gdy nadszedł weekend, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Wraz z Harry'm mieliśmy iść na naszą pierwszą udawaną randkę. Jeśli ktoś by spytał, musieliśmy potwierdzić, że byliśmy parą. Założyłam strój przygotowany przez panią Greer i natychmiast poczułam zażenowanie. Była nim czarna sukienka z marszczonym stanem, która ledwo zakrywała moje uda. Zdecydowanie czułam, że była zbyt krótka, ale idealnie pasowała do mojej figury.
 Szybko poszłam do łazienki, probując wymyślić, co zrobić z moimi ciemnymi włosami. Może powinnam zrobić zwykłego, niedbałego koka? Nie. Idę na pierwszą randkę ze światowej sławy gwiazdą popu, nie mogę ich po prostu spiąć! Ostatecznie zdecydowałam się na wyprostowanie ich.
 Gdy skończyłam, spojrzałam w lustro. Idealnie. Jedyne, co zostało do zrobienia, to makijaż. Czarne smoky eye, skrzydlata skredka do oczu i gotowe.
 Włożyłam na nogi czarne buty na obcasie, a na rękę nasunęłam złotą bransoletkę, będącą w zestawie z sukienką. Ponownie spojrzałam w lustro. Czułam się o wiele pewniej. Musiałam przyznać, że wyglądałam dobrze.
- Annabeth! Harry już przyszedł! - moja mama wrzasnęła z dołu schodów. - Jesteś gotowa?
 Z ostatnim spojrzeniem w lustro uśmiechnęłam się do siebie. Zabrałam komórkę i zeszłam na parter.
- Cześć - Harry uśmiechnął się do mnie. Miał na sobie czarne rurki i spiczaste buty. Biała koszulka okrywała jego tors, a na nią zarzucona została ciemna marynarka. Wyglądał normalnie, lecz ładnie jednocześnie.
- Gotowa na randkę? - spytał, na co pokiwałam głową. Wyprowadził mnie na zewnątrz, gdzie było już ciemno, a następnie do swojego SUV-a.

***

 Dotarliśmy do fantastycznej restauracji "Le Veda". Harry otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść z samochodu, starając się ochronić mnie przed tuzinami paparazz'ich, ktorzy już na nas czekali.
"Harry, kim ona jest?"
"Harry, czy to twoja nowa dziewczyna?"
"Jak masz na imię?"
"Czy to prawda, że wasza dwójka spotykała się w sekrecie?"
"Czy to prawda, że jesteś w ciąży?"
 To jedno przyjęłam z temperamentem. Skąd biorą się te pytania? Widziałam się z Harry'm zaledwie kilka razy. To naprawdę absurdalne, jak szybko ludzie zakłądają tak głupie rzeczy. Bardzo dobrze, że wierzą w nasz związek, ponieważ tego chce menadżer, ale... ciąża? Poważnie? To chyba trochę zbyt wiele.
 Nareszcie dotarliśmy do środka. Restauracyjna ochrona została wezwana, aby zachować paparazzi'ch z dala od nas. Moje oczy wciąż dochodziły do siebie po blaskach fleszy.
- Sporo zdjęć, nie? - usłyszałam głos Harry'ego obok siebie.
 Odpowiedziałam skinięciem głowy, pocierając skronie środkowymi i wskazujacymi palcami.
- Taa, strasznie boli mnie głowa.
 Uśmiechnął się sympatycznie i objął ramieniem moją talię, wciąż będąc prowadzonym do naszego stolika. Już chciałam ją strącić, gdy przypomniałam sobie, że robi to jedynie na pokaz.
 Moje ręce nagle zrobiły się lepkie, a ja zaczęłam się stresować, kiedy usłyszałam szepty ludzi. Widziałach ich spojerzenia, wskazywanie palcami, nie wpsominajac o liczbie osób w pomieszczeniu, robiących zdjęcia swoimi telefonami. Harry ścisnął lekko moje ramię w uspokajającym geście.
- Witam - powiedział mężczyzna, który podszedł właśnie do naszego stolika.
- Mam na imię Adam i będę dziś państwa obsługiwał. Czy życzą sobie państwo na początek coś do picia? Może wino? - mówił zbyt szybko, ledwo dało się go zrozumieć.
- Poproszę tylko szklankę wody - odpowiedziałam.
- Dla mnie to samo - Harry rzucił okiem na Adama zza swojej karty dań, uśmiechając się. Po tym jak kelner powiedział, że zaraz wróci, by odebrać nasze zamówienia, odszedł z mało atrakcyjnym uśmiechem.
- Myślę, że zamówię ten stek wołowy, a ty? - myślalam przez chwilę zanim odpowiedziałam Harry'emu.
- Może Lasagne Frita? Sama nie wiem. Zawsze brałam to w innej restauracji, Olive Garden. Albo wezmę sałatkę z kurczakiem?
- Zdaje mi się, że powinnaś wziąć Frita Stuff. To chyba coś w stylu Lasagne? - zapytał. Byłam pewna, że wiedział, czym to jest, chciał tylko podtrzymać rozmowę. Kiwnęłam twierdząco głową.
 Nawet jeśli byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, to bycie tam na obiedzie i robienie tego całego przedstawienia było krępujące. To tak, jakbyśmy nie mieli o czym rozmawiać, bo musieliśmy robić, cokolwiek menadżer nam rozkaże. To okropne! Nie mogę rozmawiać z nim jak z przyjacielem, ponieważ teraz jest moim... chłopakiem?
- Co sądzisz o miłości? - chłopak przerwał moje przemyślenia.
- Cóż, nic - odpowiedziałam. Nie sądzę, że brzmiałam przekonywująco, ale uśmiechnęłam się do niego z uśmiechem. Telefon zawibrował w mojej kieszeni, więc spojrzałam na niego, w dół. Wiadomość była od nieznanego numeru, więc ją zignorowałam, dopóki Styles nie dostał takiej samej.

 Waszym celem jest zrobić tą randkę rzeczywiście wiarygodną. Pośmiejcie się trochę, podotykajcie. Na razie wyglądacie jak skrępowana para na pierwszej randce.

- Też dostałaś wiadomość od Greer? - zapytał Harry. Potrząsnęłam głową i zaśmiałam się na jej ironiczne nazwanie nas "skrępowaną parą na pierwszej randce", bo, cóż, właściwie nią byliśmy.
- Dajmy diablicy, czego chce - chwycił moją rękę przez stolik i zaczął pocierać ją kciukiem. Jego dłonie były gładkie, mimo że dotychczas miały szorstką fakturę. Nie potrawię tego wyjaśnić.
 Chwilę później rozpoczęliśmy rozmowę, Adam ponownie podszedł do naszego stolika.
- Są państwo gotowi na złożenie zamówienia? - spytał uprzejmie. Harry skinął głową i powiedział pierwszy.
- Poproszę stek wołowy, dobrze przypieczony - kelner pokiwał głową i spojrzał na mnie.
- A dla pani?
- Ja poproszę Lasagna Frita, ale czy mogłabym prosić o dużo sosu? - uśmiechnęłam się.
- Wszystko dla cudownej kobiety - moja twarz zarumieniła się, gdy słowa wypłynęły z jego ust. Spojrzałam do przodu, na Harry'ego, jego twarz również była czerwona.
- Hola, hola, to moja dziewczyna - powiedział "uprzejmie".
- Wiem - Adam rzucił uśmieszek, patrząc znowu na mnie i odchodząc. Harry i ja tylko popatrzyliśmy na siebie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
 Niedługo później przyszły nasze zamówienia. Obydwoje prawie umieraliśmy z głodu, więc jedliśmy szybko, nie mówiąc niemal nic. Skończył przede mną, mimo że miał dużo więcej jedzenia. Zdążyłam połknąć ostatni gryz, gdy usłyszeliśmy dźwięki zamieszania. Parwdopodobnie paparazzi i fanki dostali się do środka.
- Anna, uciekaj! - krzyknął Styles, zeskakując z krzesła. Kiedy tylko wstałam, szybko zlapał moją rękę i zaciągnął mnie do tylnego wyjścia z restauracji.
- Harry, zaczekaj! Upuściłam mój telefon - próbowałam wrócić po zgubę, ale chłopak mi nie pozwolił.
- Zostaw go, później kupię ci inny - trzymał moją dłoń w drodze przez kuchnię do tylnych drzwi budynku. Na szczęście wybiegliśmy, zanim paparazzi się spostrzegli, dzięki czemu byliśmy bezpieczni.
- Dlaczego uciekamy? - zapytałam. - Przecież tego właśnie chcemy. Żeby ludzie nas widzieli.
- Nie mozemy sprawiać wrażenia, że chcemy uwagi. Wtedy wyjdzie na jaw, iż staramy się udawać parę - odpowiedział, a ja kiwnęłam głową w zrozumieniu.
- Chodźmy, zanim ktoś odgadnie, gdzie się ulotniliśmy - zaśmiał się i przeczesał palcami kręcone włosy, wyglądające raczej jak bardzo pofalowane. Nie miał już tych cennych, mocno kręconych pukli, uwielbianych przez świat. To smutne.
 SUV wyczekiwał nas na końcu alei. Szybko weszliśmy do środka, zanim drzwi, którymi wyszliśmy restauracji, zostały ponownie otwarte. To oczywiście fotoreporterzy, podążający za nami.

***

 Obudziłam się przez delikatne szturchanie mojego ciała. Pewnie zasnęłam na siedzeniu w samochodzie Harry'ego. Spodziewałam się, że pojedziemy do mojego domu, lecz gdy otworzyłam oczy uświadomiłam sobie, iż byliśmy przed hotelem chłopaka.
- Co jest grane? Czemu nie jestem u siebie?
- Odpręż się, kochanie. Przenocujesz tu, na zamówienie Greer. Oczywiście będzie to wyglądać jednoznacznie w oczach ludzi - uspokoił mnie.
- Lepiej, jeśli będą tam dwa łóżka - zaznaczyłam twardo, śmiejąc się na koniec. Również zachichotał, a póżniej zaprowadził mnie wgłąb hotelu, do jego pokoju. Na szczęście były dwa miejsca do spania.
- Pierwsza randka zakończona pomyślnie, więc jest dobrze - powiedział Harry, gdy obydwoje usiedliśmy.
- Taaak. Harry, mogę cię o coś spytać? - przygryzłam wargę, a on pokiwał głową. - Myślisz, że kiedyś będziemy tego żałować?
- Co masz na myśli? - ściągnął swoje brwi.
- Teraz cała ta sytuacja jest całkiem znośna, ale w końcu... przecież nie będziemy udawać wiecznie. Kto powiedział, że potem nasze relacje będą takie, jak przed tym całym przedstawieniem? - chłopak przetwarzał moje słowa przez chwilę, zanim wstał ze swojego łóżka i podszedł, by usiąść obok mnie, przerzucając swoją rękę dookoła mojego ciała.
- Jestem z tobą tak blisko, jak z chłopakami. Jesteś i zawsze będziesz moją najlepszą przyjaciółką, Anna. Nic tego nie zmieni. Wiesz o tym, prawda? - mocno mnie przytulił i pocałował czubek mojej głowy.
 Mimo że spotkaliśmy się jeden raz, trzy lata temu, a później się nie widywaliśmy, to ciągle używaliśmy Skype'a i rozmawialiśmy każdego dnia conajmniej raz. Często dwa razy, a czasem nawet trzy. Nie spotykaliśmy się, a mimo tego stworzyliśmy między sobą więź silniejszą od innych. Harry naprawdę był moim najlepszym przyjacielem i uwierzyłam mu, gdy to powiedział.
- Wiem.

sobota, 16 sierpnia 2014

1.

 Budzik zadzwonił wcześnie. Cudem dałam radę wstać z wygodnego, ciepłego łóżka. Przeszłam korytarzem do dużej łazienki, wcześniej chwytając komórkę ze stolika nocnego. Moje brązowe oczy okrążała rozmazana mascara, sprawiając mnie nieco podobną do szopa, a na krytyczny stan  włosów nie było żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Długie, brązowe loki okrywały głowę odstając w różnych kierunkach. Były tak potargane, że nie można było dostrzec moich kasztanowych pasemek.
 Szybko poszłam pod prysznic. "Dwa tygodnie do wakacji, wytrzymasz to" - zachęcałam się w myślach. Po czterdziestu pięciu minutach lokowania, używania spraju i stosowania delikatnej, jak mawia mój brat, "maski", mój makijaż i włosy wreszcie były gotowe.
 Gdy tylko odłożyłam eye-liner, mój laptop wydał z siebie głośne piknięcie, powiadamiając mnie, że, jak co dzień, następowało połączenie ze Skype'a. Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam, by odebrać. Podskakiwałam w górę i w dół z podniecenia. W końcu, znajoma twarz mojego najlepszego przyjaciela pojawiła się na małym ekranie mojego laptopa, choć pokój w tle nie był mi znane. Odepchnęłam tę myśl na drugi plan, przecież on często się przemieszcza.
- Annabeth! - krzyknął chłopak. Swoje ciemne włosy odgarnął z twarzy zatrzymując je w miejscu poprzez przewiązanie głowy bandamką.
- Harry! Mam wrażenie, że nie rozmawialiśmy wieki! - uśmiechnęłam sie do chłopca na ekranie. Wokół jego jasnych, zielonych oczu pojawiły się zmarszczki.
- Nawiasem mówiąc, dzień dobry, kochanie.
- Dobry - zmieniam pozycję, by leżeć na brzuchu z laptopem przed twarzą.
 Zdawało się, jakbyśmy prowadzili konwersacje przez długi czas, choć w rzeczywistości było to zaledwie pół godziny. Wymienialiśmy się rożnymi nowościami zaczynając od szkoły i trasy koncertowej, a kończąc na plotkach pisanych w magazynach. Byliśmy jeszcze szczęśliwsi, mogąc tak po prostu gawędzić. Bez znaczenia, o czym.
- Muszę już iść, za niecałą godzinę powinnam być w klasie. Pogadamy jutro, tak sadzę - ciężko było mi się rozłączyć, ale w końcu Harry się ze mną pożegnał, więc zakończyłam połączenie. Zabrałam swoje rzeczy i zbiegłam w dół drewnianych schodów.
 Moja mama krzątała się po kuchni, robiąc sobie kawę. Gdy mnie zauważyła, dała mi kubek, z którego pociągnęłam łyka.
- Dziękuję, mamo - wyraziłam swoją wdzięczność, całując ją w policzek z miłością. Chwyciłam kubeczek jogurtu i skierowałam się do drzwi, by pojechać do szkoły. Harry zawsze zazdrościł mi bycia upoważnioną do prowadzenia samochodu od wieku zaledwie szesnastu lat. Zalety bycia Amerykanką.
 Przez piętnastominutową jazdę wciąż wracałam myślami do chłopaka z burzą loczków na głowie. Zabawnie było przypomnieć sobie w jaki sposób zostaliśmy tak dobrymi przyjaciółmi. Wydawało się jakby wczoraj był tym szesnastoletnim chłopcem o mocno kręconych włosach, gubiącym się na ulicach podczas jego pierwszej wizyty w Ameryce, będąc śledzonym przez tłum nastoletnich dziewczyn. Tak było, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Szybko krzyknęłam do niego, żeby wszedł do środka małego sklepu, należącego wtedy do mojego dziadka. Jego jedynym wyjściem było skorzystanie z mojej pomocy. Będąc już wewnątrz podziękował mi, a ja wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, co teraz wydaje się być strasznie głupie. Ucięliśmy sobie małą pogawędkę, czekając aż ludzie się rozejdą, ale w końcu chłopak musiał wyjechać. Zdążył poprosić mnie o numer telefonu. SMS-owaliśmy ze sobą prawie codziennie. Był taki okres, około trzech miesięcy, kiedy rzadko rozmawialiśmy, lecz to wyłącznie przez jego dziewczynę o imieniu Taylor. Stała się świadoma naszych silnych kontaktów i od razu zadecydowała, że Harry nie będzie ze mną rozmawiał. Jednak czasem chłopak pisał lub dzwonił do mnie, gdy nie widziała.
 Przybyłam do szkoły wystarczająco wcześnie, by spokojnie zabrać książki i wejść do klasy. Pierwsze zajęcia były lekkie. Po prostu zwykła, głupia lekcja, na którą my, studenci, musieliśmy uczęszczać w ciągu naszego ostatniego roku studiów.
 Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na tablicę, by przeczytać zadanie napisane wcześniej przez nauczyciela. Obejrzałam się dookoła, patrząc na innych nastolatków wchodzących grupami na salę, co sprawiało niezły gwar. Zadzwonił dzwonek, więc rozpoczęłam pracę nad zadaniem. Niespodziewanie rozbrzmiał dźwięk telefonu, którym posługują się nauczyciele i kierownik uczelni. Z nieznanych powodów zostałam zmuszona do natychmiastowego pójścia do gabinetu dyrektora. Musiałam spakować wszystkie swoje książki, ponieważ w tym dniu miałam nie pojawić się w tej klasie.
 Nerwy owładnęły moim ciałem, a dłonie zaczęły się pocić, gdy przemierzałam korytarz prowadzący do gabinetu. Starałam się przypomnieć sobie wszystkie złe rzeczy, które zrobiłam w ciągu ostatnich tygodni. Nic nie przychodziło mi do głowy, więc powód mojej wędrówki nadal był nieznany.
 Chwilę później dotarłam do celu, zawahałam się przed wejściem do środka. Gdy to zrobiłam, spojrzałam zdezorientowana na znajomą osobę, stojącą naprzeciwko mnie, pod ścianą.
- Harry? - zamrugałam oczami kilka razy, próbując zdecydować, czy cała ta sytuacja jest prawdziwa czy nie.
- Anna - podszedł do mnie powoli. - Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Mój menadżer zabronił - wyszeptał wprost do mojego ucha, przytulając mnie mocno.
 Zaciągnęłam się jego zapachem. Nawet jeśli co chwilę był pryskany wodą kolońską czy innymi perfumami, jego naturalna woń wciąż pachniała tak samo. Kochałam to. Czasem chłopak wysyłał mi paczki zawierające bluzy lub koszulki z napisem "I love Britain", a każde z tych ubrań miało jego zapach.
- Harry, pani Brandons, usiądźcie, proszę - powiedziała kobieta. Zgaduję, że była kimś w rodzaju asystenta menadżera dla Hazzy i reszty chłopców.
 Jej blond włosy sięgały do podbródka. Była bardzo chuda i prawdopodobnie tak wysoka, jak Styles, który urósł nieco od naszego ostatniego spotkania.
- Więc prawdopodobnie zastanawiasz się, dlaczego tu jesteś, dlaczego my tu jesteśmy - przemówiła ponownie. - Pozwól mi się przedstawić. Mam na imię Susan Greer, ty możesz mówić do mnie pani Greer. Jestem menadżerką chłopców. Byłam świadoma przyjaźni między wami przez dość długi czas. Jak pewnie wiesz, Harry jest coraz bardziej znany jako kobieciarz. Przez Taylor część ludzi widzi go jako łamacza serc lub kogoś gorszego w stosunku do kobiet. Chciałabym ci zapłacić, abyś chodziła z nim przez rok. Wystarczająco długo, aby wszystkie plotki ucichły.
 Nie wiedziałam, co myśleć. Harry jest moim przyjacielem, czy to nie byłoby dziwne dla nas obojga?
- Rozmawialiśmy z twoimi rodzicami, prosiliśmy o pozwolenie ci na to. Zgodzili się na wszystkie normy dotyczące szkoły. Ponieważ masz tylko dwa tygodnie do końca, ukończysz naukę tutaj, a potem pojedziesz na jakiś czas do Harrego. Będziesz musiała też pojechać z chłopakami w trasę na co najmniej trzy miesiące - jasnowłosa kobieta kontynuowała paplaninę o ilości wydatków na całą podróż i ubrania, kompletnie nieświadoma mojej wiedzy o tym wszystkim. Harry wytłumaczył mi, jak to działa, gdy Niall prawie chodził z jakąś modelką dla publiki.
- Co o tym sądzisz? - pani Greer przerwała moje myśli. - Tak czy nie? - rzuciłam okiem na Harry'ego, który siedział za nią -  kiwnął do mnie głową i mrugnął z uśmiechem. Mogę powiedzieć, że był bardziej niż szczęśliwy na myśl o nas, spędzających czas jako przyjaciele, nawet jeśli bylibyśmy postrzegani jako para młodych ludzi.
- T-tak, myślę, że się zgadzam - zdecydowałam.
 Półtorej godziny później w końcu mogłam opuścić pokój, zalana informacjami, które zostały mi przekazane. Oczywiście moi rodzice wiedzieli wszystko. Jak oni się w ogóle z nią skontaktowali? Dlaczego to spotkanie nie odbyło się w moim domu, tylko tutaj, w szkole? Nic nie ma sensu.
 Szybko weszłam do stołówki tylko po to, by ją opuścić. Moja mama postanowiła zwolnić mnie ze szkoły do końca dnia. Cudownie. Nie chciałam jej opuszczać. Uwielbiałam lekcje po obiedzie, ponieważ miałam wtedy zajęcia ze sztuki, a później wolną lekcję. Dlaczego nie mgła zwolnić mnie na początku dnia, albo nawet zanim zaczęły się zajęcia? Psia kość, dzięki, mamo!  pomyślałam.
 Gdy weszłam do korytarza, gdzie znajdowały się drzwi wyjściowe, zauważyłam stojącego tam Harry'ego z uśmiechem na jego twarzy.
- Zajęło ci to dość długo, Annie - znowu zamknął mnie w uścisku. Pacnęłam go w ramię, oczywiście w przyjaznym geście, zanim skrzyżowałam moje ramiona na klatce piersiowej z udawanym grymasem na twarzy.
- Ooo, co się stało mojej małej Annie? - zapytał złośliwie.
- Wiesz, że nienawidzę tego zdrobnienia, Harold! - zachichotałam.
- Oh, tak mi przykro, kochanie. Przytulasek na zgodę?
- No nie wiem, Harry. Tym razem naprawdę zraniłeś moje uczucia. Jak mogłeś mi to zrobić? - symulowałam pociągnięcie nosem, dalej brnąc w naszą małą zabawę. Zaśmiał się zanim poprowadził mnie na zewnątrz i otworzył drzwi do czarnego SUV-a, zostawionego na parkingu.
 Jazda powrotna do mojego domu wydawała się trwać zaledwie minutę w porównaniu do mojej długiej drogi do szkoły. Nagle coś mi się przypomniało.
- Harry, zostawiłam swój samochód pod szkołą! - myślałam o małym bezpieczeństwie mojego samochodu, gdy Styles zaczął śmiać z mojego chwilowego momentu wariactwa. - To nie jest śmieszne! Ktoś może ukraść moje auto albo je zniszczyć!
- Wyluzuj, Anna. Jestem pewien, że z twoim wozem wszystko będzie w porządku. Odbierzemy go jutro. Po prostu się wyluzuj, kochanie - starał się mnie uspokoić, głaskając moje ramię. Naprawdę pochlebiałam jego próby, dopóki nie przyłapałam go na cichym, niekontrolowanym śmiechu. Sprzedałam mu kuksańca.
- Ała! Za co to? - krzyknął.
- Za nabijanie się ze mnie, ty mała, wstrętna heffer!
- Heffer?
- Taka ciężarna krowa. Wydaję mi się, że to trochę głupek - na moje słowa wybuchnął zaraźliwym śmiechem , zaciągając mnie z samochodu do domu.